MAMA. MAMA. MAMA. KIM TY JESTEŚ, MAMO, JAKIE WIĘZY, RZEMIENIE, PASY TRZYMAJĄ NAS RAZEM?

Joanna Chmarzyńska – Golińska – psychoterapeuta psychoanalityczny

Artykuł ukazał się w Biuletynie nr 25 Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej

 

Mama. Mama. Mama. Kim ty jesteś, mamo, jakie więzy, rzemienie, pasy trzymają nas razem?”1

 

Tytułowe pytanie stawia córka straumatyzowanej matki. Pytanie jest prawdziwe, córka i matka również. Córka to Anna Janko – poetka, pisarka, felietonistka. Jej książka Mała zagłada jest próbą zmierzenia się z ciężką traumą wojenną własnej matki. Spróbuję pójść tropem kilku takich świadectw i oddać głos tym, którzy szukali słów na doświadczenia, nieomal z gruntu nie podlegające normalnej percepcji, pamięci czy myśleniu.

 

Anna Janko dzieli się z nami wstrząsającą historią. Jej matka w czasie wojny, latem 43. roku, przeżyła pacyfikację swojej wsi na Zamojszczyźnie. Była świadkiem spalenia wsi, wymordowania większości jej mieszkańców, w tym rozstrzelania własnych rodziców. Trauma matki stała się rdzeniem wewnętrznego świata córki.

 

 

Pamiętam tamten dzień, bo twoje koszmarne sny przedostawały się do mojego krwiobiegu przez pępowinę, gdy jeszcze tkwiłam w twoim brzuchu. Ty przecież stale śniłaś to wszystko, bo w żaden inny sposób nie umiałaś się pozbyć owego potwornego nadmiaru zdarzeń – obrazów krwi, łopotu ognia i ludzkiego krzyku – których się napiłaś oczami i uszami, gdy miałaś 9 lat i wzięłaś udział w apokalipsie (…) nie mogłaś tego wcześniej opowiedzieć nikomu, dopiero mnie, która siedziałam w twoim brzuchu i mogłam słuchać opowieści bez słów.” (Mała zagłada, str. 10)

 

Tam, gdzie istnieje relacja przywiązania, tam międzypokoleniowy przekaz traumy jest nieuchronny. Stan umysłu rodziców, to kim są, co przeżyli, również ich tajemnice – to wszystko wpływa na rozwijające się dziecko. Powyższy fragment opisuje takie zjawisko.

 

 

Obserwacje psychoterapeutów wskazują na to, że traumy, szczególnie tak ciężkie jak traumy wojenne, potrzebują trzech pokoleń, by mogły zostać przepracowane. Oznacza to, że koszmar i traumę jednego pokolenia niosą ze sobą dwa kolejne. Kilka eksperymentów potwierdziło fakt, że dziedziczenie traumy ma naturę biologiczną. Eksperymentowano wprawdzie na szczurach i myszach, ale pozyskane wyniki pokrywają się z obserwacjami terapeutów w pracy z ludźmi. Jeden z takich eksperymentów polegał na tym, że gdy szczury spożywały swój przysmak – sok wiśniowy – zostały porażone prądem. Porażenie ich prądem w sytuacji, w której się tego nie spodziewały, spowodowało objawy stresu pourazowego, w tym taki, że odtąd szczury omijały sok wiśniowy z daleka. Najbardziej zdumiewającym rezultatem tego eksperymentu było jednak to, że kolejne pokolenia tych szczurów rodziły się z wrodzonym lękiem przed sokiem wiśniowym. Nawet gdy młode oddzielane były po urodzeniu od matek, awersja do soku występowała, a więc nie mogła być wyuczona. Zatem silne oddziaływanie traumy na psychikę okazuje się być przekazywane następnym pokoleniom na drodze modyfikacji zwanych epigenetycznymi. Epigenetyka zajmuje się badaniem mechanizmów zmiany ekspresji genów, które są aktywowane pod wpływem środowiska. Zmiany te następnie przekazywane są kolejnym pokoleniom i mogą utrzymywać się przez kilka pokoleń.

 

 

Anna Janko również odnosi się do faktu istnienia dziedziczenia pozagenowego i uważa, że strach jest rodzajem pamięci – „Strach dziedziczny, przekazany w życiu prenatalnym, wyssany z mlekiem matki, strach, który ma uchronić małe przed niebezpieczeństwem” (Mała zagłada, str 9). Autorka pisze, że choć to jej matka została sierotą, to na chorobę sierocą cierpiała zarówno ona, jak i jej córka: Przez co przeszło to dziecko, pyta przedszkolanka szeptem nad głową mojej Rózi. Czy nie pochodzi z adopcji, dajmy na to… Pochodzi, od sieroty całkowitej pochodzi, od nagłej i totalnej sieroty, w prostej linii…” (Mała Zagłada, str. 196).

 

 

Wojna to czas, gdy w świecie zewnętrznym dochodzi do katastrofy podobnej do tej, która ma miejsce w stanach głębokiej depresji. Jest to stan egzystencjalnej beznadziei, stan bez wyjścia, bez ratunku, a dobro wydaje się zostawać poza zasięgiem. Zazwyczaj wierzymy, że istnieje jakiś porządek, że ktoś stoi na jego straży. Mamy pewien sposób przedstawiania sobie świata – taki, który nas uspokaja. W trakcie wojny okazuje się on jedynie naiwnym życzeniem, mrzonką. Otoczenie zawodzi, bo nie jest w stanie powstrzymać szalonej destrukcji, a można nawet pomyśleć, że takiego zniszczenia chciało. Poczucie sensu istnienia i potrzeba pewnego ładu są niezbywalnym warunkiem dobrego samopoczucia. Kiedy coś pozbawione jest sensu, kiedy stajemy się ofiarami czy świadkami zdarzeń, których nie sposób zrozumieć, to ryzyko, że uczucia dezorientacji, lęku i wściekłości przytłoczą rozum, jest bardzo realne. Dobrze obrazuje to jedna z końcowych scen filmu Romana Polańskiego „Pianista”, gdy główny bohater wychodzi z ukrycia na doszczętnie zniszczony świat. Jak w zgliszczach znaleźć coś, co nie uległo spaleniu? Jak oprzeć się na strzępach siebie samego, które przeżyły katastrofę i żyć dalej? W tak granicznych doświadczeniach ludzie, by zachować integralność własnej psychiki, zazwyczaj odcinają się od uczuć, myślenia i pamiętania. Poniższy fragment z książki Magdaleny Tulli Włoskie szpilki odnosi się do tego zjawiska:

 

 

Ale nie wypadało dramatyzować. Było, minęło – należało powiedzieć, wzruszając ramionami. Kto zamiast rozpamiętywać to, co utracone, zabrał się szybko do roboty, mógł mieć nadzieję, że prędzej zapomni. (…) Przypadki ludzi zrozpaczonych i wykolejonych, którzy chwiali się na każdym rogu, kwitowano wzgardliwą ciszą. Żałoba na nikim już nie robiła wrażenia, słabość budziła zażenowanie, w cenie była nienawiść i pogarda, zaciśnięte pieści sugerowały godną szacunku siłę charakteru. ( Włoskie Szpilki, str. 23).

 

 

Magdalena Tulli we Włoskich szpilkach opisuje swoje życie u boku matki, która przeżyła obóz koncentracyjny2. Narracja w książce jest achronologiczna, przemieszczamy się pomiędzy dwiema płaszczyznami czasowymi. W jednej, poznajemy dojrzałą kobietę, która opiekuje się chorą na Alzheimera matką. I oto okrutny psikus pamięci – w chorym umyśle starej matki dochodzi do głosu to, od czego całe życie uciekała, to co przemilczała. Dorosła córka poznaje skrywany sekret – wojnę, obóz koncentracyjny, poszukiwanie jakiegoś dziecka, które matce zaginęło. Czy chodzi o dziecko, które matka straciła w czasie wojny? Czy raczej o dziecko, które miała po wojnie, a któremu nie umiała matkować i kilkumiesięczne oddała pod opiekę innym ludziom? W innych fragmentach książki bohaterem jest mała dziewczynka. Choć autorka ujmuje doświadczenia dziecka w trzeciej osobie, to domyślamy się, że opisuje siebie. Dystans wydaje się niezbędny, by obserwujące ego mogło zapanować nad bolesnymi emocjami i zwerbalizować przeżycia: „Wyglądała tak, jak wyglądają dzieci, których nikt nie kocha, mają to wypisane na czole i nie budzą współczucia. Brakuje im dziecięcego wdzięku” (Włoskie szpilki, str. 110).

 

 

Dziewczynce źle się dzieje. W szkole jest kozłem ofiarnym, nie potrafi się skoncentrować, ma problemy z nauką czytania i pisania. Nie śpi po nocach i ciągle spóźnia się na lekcje. Notorycznie zapomina klucza do domu, a my wraz z nią błąkamy się po mieście. Z głodną, zmarzniętą jeździmy w te i z powrotem tramwajami, wysiadujemy na schodach. Dziewczynka jest przekonana, że jest wszystkiemu winna – „Skąd miała wiedzieć, że kłopoty, z którymi nie potrafi się uporać są starsze od niej? Że tak samo jak białe kafle w kobaltowoniebieski wzór, wzięły się z poprzedniego świata. Z tego, który płonął i rozsypywał się w gruzy wiele lat przed jej urodzeniem. Bo właśnie w tamtym świecie żyła matka, kiedy coś w niej zgasło” ( Włoskie szpilki, str. 120). Dziewczynka wydaje się być uwięziona w nieświadomym przymusie odtwarzania przeżyć ofiary.

 

 

Psychoanalityk Ivan Boszormeny-Nagy pisał, że istnieje coś takiego jak pierwotna lojalność wobec rodziny pochodzenia. Uważał, że każdą osobę warto zobaczyć przez pryzmat jej zobowiązań wobec rodziny, z której się wywodzi. Zobowiązania te, to swoisty dług, który dana osoba ma do spłacenia. Największa lojalność występuje wobec osoby, z którą łączyła największa więź. To tak, jakby nie można było mieć inaczej, ani lepiej, tylko właśnie dokładnie tak samo jak najbliższa osoba. Niewypełnienie nakazu takiej solidarności prowadzić może do nieznośnego poczucia winy i niepokoju.3

 

 

W tym konkretnym przypadku siłę transmisji urazu psychicznego z matki na dziecko wzmocniło kilka czynników. Po pierwsze pamiętamy, że w Polsce istniał pewien kontekst polityczny i kulturowy, który sprawił, że garstka ocalałych Żydów, która zdecydowała się tu pozostać, żyła z podwójnym tabu – pochodzenia, a co za tym idzie również tabu Holocaustu.4 Kiedy nie można mówić o własnych przeżyciach, tworzy się coś na kształt psychicznego więzienia. Neuropsychiatra Boris Cyrulnik uważa, że jeśli kontekst kulturowy tworzy tabu i zamraża temat, to wówczas zraniony człowiek pozostaje sam ze swoim urazem i zakopuje go w pamięci jak w krypcie.5 Straumatyzowana matka na zewnątrz zachowuje pozory a jedynie w czterech ścianach własnego domu, właśnie w relacji ze swoim dzieckiem, dopuszcza do głosu ponurą sferę uczuciową i obciąża je swoim bólem. Poza tym pierwsze dziecko, a tym bardziej jedyne, najbardziej dotknięte będzie takim przekazem.

 

 

Wydaje się zrozumiałe, że matki, które przeszły przez piekło obozu, chcą chronić swoje dzieci przed straszną prawdą. Niemniej, skrywana jak ponury cień i tak czyni spustoszenia w umyśle dziecka. Cierpi ono, boi się bo czuje, że stało się coś złego. Nie może jednak nadać znaczenia swoim uczuciom bo nikt się do nich nie odnosi. Klucząc w labiryncie bezimiennych przerażeń wpada w końcu na trop, który podpowiada mu dziecięce poczucie omnipotencji. Zaczyna wierzyć, że to ono zrobiło coś złego, że samo jest wszystkiemu winne, że cała ta katastrofa, która wisi w powietrzu, musi mieć związek z nim samym.

 

 

 

Poza tym, będąc zanurzone w traumie matki, z trudem i w sposób zubożony rozwija odrębną tożsamość: Niezbyt dobrze wiedziała, kim jest i nie znała słów, którymi zdołałaby opisać swoje położenie. Bo przecież nie działa się jej żadna krzywda. Z przykrości znała tylko drobne. Dużo drobnych przykrości. Próbowała zrozumieć, dlaczego przychodzą jedna za drugą, dlaczego wszystkie akurat do niej. Jej dociekliwość odbijała się od tych pytań jak piłka od ściany. Przypadek? Pech? Gorzki osad po cichu odkładał się w sercu czy wątrobie jak trujące związki ołowiu. Dziewczynka nie wiedziała co myśleć. Może zasłużyła na to wszystko?” (Włoskie szpilki, str 114).

 

 

Autorka Włoskich szpilek pisze, że będąc dzieckiem, doświadczała tajemnic matki, jakby były wiszącą nad nią czarną chmurą, która podążała za nią wszędzie. Czy to środek stylistyczny? Czarna chmura jako uosobienie śmiertelnego lęku? A może to jednak halucynacja? Dziecko boi się i jednocześnie nie wie, czego się boi, bo nikt się do tego nie odnosi. Więc jak takie dziecko ma sobie to przedstawić? A nawet gdyby przeczuwało w czym rzecz, to czy mogłoby z tym wewnętrznie obcować? Może halucynacja to jedyny sposób, w jaki dziecko próbuje pozbyć się doświadczenia, na które i tak nie ma uczuć ani słów? Gdy autorka, będąc dorosłą osobą, pozna sekret matki, to i tak, nawet dla dojrzałej osoby, konkretny wymiar czarnej chmury pozostanie porażający i trudny do pomieszczenia: „Tymczasem chmura powoli opuściła się trochę niżej, nieomal ocierając się o szybę. Wśród kłębów gęstego jak sadza dymu widziałam jakieś szmaty, pojedyncze buty, puste walizki. Coś dużego oddzieliło się od mojego serca, ruszyło do góry i boleśnie utkwiło w krtani. Wtedy wszystko zrozumiałam. W tej czarnej chmurze, niesionej wiatrem ponad lądami i morzami, płynęła po niebie moja rodzina” ( Włoskie szpilki, str. 140).

 

 

W powyższym fragmencie jest krótka wzmianka o somatycznym doświadczaniu lęku, w innym widać to jeszcze wyraźniej: „To strach ją dławi, okrągły i twardy jak piłka, jak dziecięca piłeczka, nie da się go wypluć, nie da się go przełknąć” ( Włoskie szpilki, str 142). Im dziecko mniejsze, im bardziej niezdolne do tworzenia myśli, tym bardziej nośnikiem bezimiennego bólu i śmiertelnego przerażenia staje się ciało. Anna Janko napisała o tym tak: „Okazało się, że dziecko, które potem stało się mną, od pierwszych chwil życia uczulone jest na ziemię przodków. Dziko swędząca wysypka i opuchnięte gardło, które nie dawało się wyleczyć niczym, tylko ucieczką z Zamojszczyzny” (Mała zagłada, str. 15). Alergia odpuściła w dorosłym życiu dopiero gdy rodzinna historia stała się opowieścią dostępną świadomej narracji.

W wielu świadectwach, niezależnie od siebie, możemy odkryć, że pomimo tajemnic, dzieci śnią sny, w których przemilczana historia powraca. Dziecko śni koszmary matki: Prawie każdej nocy godzinami przewracała się z boku na bok, a kiedy zasypiała, śniło jej się, że ucieka. Była ciągle zmęczona, także we śnie, więc nie uciekałaby bez powodu. Nieraz dobrze jej szło, pędziła jakąś pustą szosą przed siebie, coraz dalej (…) Została zastrzelona tyle razy, że nie da się zliczyć. Lecz przyzwyczaić się nie mogła. Za każdym razem na moment przed śmiercią życie się w niej kurczyło, czuła tylko ciepłe pulsowanie tętnicy szyjnej, nic więcej.” (Włoskie szpilki, str 121).

 

 

W Rodzinnej historii lęku, Agata Tuszyńska napisała, że historia jej matki odradzała się niej w różnych wariantach snów. „We śnie to ja jestem tą dziewczynką (…) Nie kopię kamyka, jak inne żydowskie dzieci z ciemnymi oczami i we śnie zastanawiam się, czemu tego nie robię. Oczy mam przecież czarne i wystarczająco przerażone. Trzeba je ukryć. ” (str. 14)

 

 

Koszmarne sny mają nie tylko potomkowie ofiar, ale również potomkowie sprawców. Jennifer Tegee, wnuczka zbrodniarza wojennego Amona Gotha opowiada tak: „Mam taki sen: pływam w ciemnym jeziorze, a woda jest lepka jak smoła. Nagle pojawiają się wkoło mnie zwłoki. Wychudzone, niemalże szkielety, pozbawione ludzkich cech. Czy moja matka nie uznała za konieczne powiedzieć mi o moim pochodzeniu, żeby oszczędzić mi takich snów?” (Jennifer Tegee, Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił, str. 21). Widoczny jest tu żal do matki, która milczała na temat przeszłości. Prawda jest niezbędna, nawet ta najgorsza, bo prawdziwego życia nie da się prowadzić w kłamstwie – uważa autorka.6

 

 

Matka z traumą obciąża dziecko na różne sposoby. Jej uszkodzony świat wewnętrzny będzie widoczny w mimice twarzy, w unikaniu kontaktu wzrokowego, w braku czułych gestów, w nastroju podszytym lękiem czy gniewem. Magdalena Tulli tak opisała swoją matkę: Nie życzyła sobie być dotykana: dzieci zawsze mają lepkie ręce. Nie życzyła sobie kłopotów. A ja byłam fabryką kłopotów. Nie życzyła sobie mojego towarzystwa. Ani mojej miłości ( Włoskie szpilki, str. 32) Każde dziecko potrzebuje, żeby matka go pragnęła, żeby mogło czuć się dla niej ważne. Gdy tak nie jest, kumuluje się w nim rozpacz, lęk, upokorzenie, uraza i wściekłość. Uczucia te stają się w przyszłości paliwem do depresyjnego atakowania siebie, a jak napisała Anna Janko „…nienawiść do siebie jest jak pół samobójstwa, jakby się było w ciąży z własną śmiercią.” ( Mała zagłada, str. 193).

 

 

Lecz cierpi nie tylko dziecko. Dla takiej matki macierzyństwo będzie również doświadczeniem pełnym cierpienia i retraumatyzującym: „Wątek dziecka przez krótką chwilę po narodzinach mógł się wydawać czysty, nieskalany. Lecz od razu został wpleciony między inne, stare, beznadziejnie poplątane. (…) Gdyby dziecko żyło życiem uregulowanym i stabilnym, jak krzesła, jak fotele, jak ona sama, wszystko potoczyłoby się inaczej. Lecz od początku wrzeszczało po nocach, zasikane. Nie o to jej przecież szło.” (Włoskie szpilki, str. 26). Płacz dziecka, jego bezradność, całkowita zależność i niemowlęce lęki ożywiają wypierane cierpienia matki. Przypominają jej o własnych potrzebach, niezaspokojonych czy wręcz zdeptanych: „[Matka] miała nadzieję, że znajdzie oparcie w niemowlęciu, a przyszło jej walczyć z nim o przetrwanie. Musiała dać odpór roszczeniom, zanim zniszczyłoby porządek jej życia. Wieczorem udawała, że nic nie słyszy. Otwierała okno, zamykała drzwi i wychodziła do sąsiedniego pokoju.” ( Włoskie szpilki, str. 27).

 

 

Dziś wiemy, że spustoszenia wywołane brakiem uczuciowego wsparcia matki są duże. Neuroobrazowanie potwierdza, że w mózgach dzieci, na których potrzeby chronicznie brakowało adekwatnej reakcji, znajdziemy rozliczne atrofie. Inne badania dowodzą, że szczury wychowywane przez niespokojną, zestresowaną matkę wydzielają zbyt wiele kortyzolu, a zbyt mało hormonu wzrostu, co negatywnie wpływa na rozwój ich mózgu i ciała. Z kolei Harry Harlow, który eksperymentował na małpach, wykazał, że pozbawienie dziecka fizycznego kontaktu z matką powoduje, że nie rozwija się ono prawidłowo, ogarnia je marazm i przygnębienie. Rene Spitz pisał nawet o apatii, która sięgnąć może stanu depresji anaklitycznej, czyli całkowitej rezygnacji z życia w sytuacji gdy dziecko nie ma nikogo, dla kogo mogłoby żyć.

 

 

Ponadto dzieci takich matek od początku uwikłane zostają w bycie ich opiekunami. Zjawisko odwrócenia ról, gdy dziecko musi wejść w rolę rodzica, nazwane zostało parentyfikacją7. Dziecko ze wszystkich sił próbuje pomóc straumatyzowanej matce, ponieważ samo, bez matki, nie przetrwa. Jest to transakcja wiązana – dziecko pomaga, bo chce przetrwać. Komplikuje to rozwój dziecka, które zamiast budować własną tożsamość, koncentruje się na matce, monitoruje jej nastrój i próbuje pomóc. Efektem tej sytuacji często bywa ponadprzeciętnie rozwinięta empatia i gotowość niesienia pomocy innym, dlatego dzieci te często zostają lekarzami czy psychoterapeutami. Borys Cyrulnik, neuropsychiatra, ale także dziecko Holocaustu, o drugim pokoleniu napisał tak: „Drugie pokolenie dorastało w kontakcie z rodzicami, których psychiczna odbudowa jeszcze się nie zakończyła. Ogłuszeni hałasem tego, co nie wypowiedziane, twarzą w twarz z pustką nawiedzaną przez duchy, dochodzą do siebie stając się specjalistami od rozwiązywania zagadek lub naprawiania światów psychicznych. (…) Wiele z tych dzieci zostało artystami, powieściopisarzami lub psychoanalitykami – odkrywcami krypt, badaczami otchłani.”8(Rozmowy o miłości na skraju przepaści, str. 215).

 

 

Zatem w drugim pokoleniu, z jednej strony obserwujemy postawy prospołeczne, ale z drugiej – zaburzony proces separacji i indywiduacji. Trudno odseparować się od rodziców, ponieważ towarzyszy temu procesowi nieznośny lęk. Dzieci straumatyzowanych rodziców często, niezależnie od siebie, mają podobne sny – że nie mogą wydostać się z domu rodzinnego albo nie mogą zrobić tam porządku, że wokół nich jest mnóstwo rzeczy, że nie da się ich ogarnąć, że nie zdążą na pociąg, na samolot, nie wydostaną się. Według mnie są to sny o niemożności oderwania się od przeszłości.

 

 

 

Magdalena Tulii ujęła ten problem następująco: Trudno uporać się z zamętem, który wniosło do mojego życia to pokrewieństwo. Chmura czarnego dymu unieważnia całe moje życie, odbiera prawo do własnego losu, czyni ze mnie kropkę na końcu zdania, w którym nie ma o mnie mowy. Urodziłam się kiedy dawno już było po wszystkim, i dlatego moje pragnienia i starania, jeden czy drugi akt desperackiej odwagi, romanse, porody i rozwody obracają się w fakty bez znaczenia. Nie chcę na to pozwolić. Mam prawo do własnego losu, jak inni.” (Włoskie szpilki, str.140).

 

Krzysztof Szwajca, psychiatra i psychoterapeuta, w swojej pracy pt. Tortura i nakaz pamięci. Drugie pokolenie ocalonych z Holocaustu (2008) pisze, że choć dzieci ocalonych pełniły szczególne role – miały być wybawcami, terapeutami, czy powodem do dumy, to jednocześnie „nie miały głosu”, czyli paradoksalnie pozbawiono je znaczenia, bo to, czego doświadczały, w żaden sposób nie mogło równać się z tym, czego doświadczyli ich rodzice. Dramatyczna historia rodzica unieważniała ich jestestwo. Autor pyta retorycznie: „Jak możesz pokonać Auschwitz?”9

 

 

Prawo do własnego losu, o którym pisze Magdalena Tulii, musi być odzyskane aktywnie. Pomocna jest złość, która powinna dojść do głosu w miejsce wcześniejszej depresji. Narracja we Włoskich szpilkach Tulli, podobnie jak w Małej zagładzie Janko ma specyficzny ton – prowokujący, z lekka cyniczny. Najwyraźniej właśnie taki ton jest tym, czego na pewnym etapie przepracowania potrzeba. Cierpienie dziecka, które dorastało w cieniu unieważniającej go traumy rodzica, powinno być zidentyfikowane i nazwane po imieniu. Prof. Katarzyna Schier uważa, że praca psychoterapeutyczna z osobą, która doświadczyła parentyfikacji, powinna obejmować między innymi rozpoczęcie „przez pacjenta procesu żałoby, która pozwoli mu na opłakanie 'życia bez dzieciństwa' i umieszczenie w pamięci procesu parentyfikacji wyraźnie w przeszłości, tak aby nie stanowił on części teraźniejszości. Proces żałoby ma w tym wypadku podobne fazy jak po stracie osoby bliskiej. Po okresie zaprzeczenia następuje złość, potem depresja i smutek, aż do pogodzenia się z tym faktem. (…) Pomocą w tym procesie bywa umiejscowienie rodziny pacjenta w szerszej perspektywie, zarówno transgeneracyjnej, jak i kulturowej.” (Dorosłe dzieci, str. 248).

 

 

Myślę, że ta szersza perspektywa to między innymi pogodzenie się z faktem, że ciężar ponurej historii naszego kraju i jej przepracowywania musiał rozłożyć się na kilka pokoleń. Wydaje się, że pierwszym etapem przepracowania, obecnym w pokoleniu jej bezpośrednich ofiar, jest niepamięć. Agata Tuszyńska uważa, że na jakimś etapie jesteśmy właśnie „(…) tym co zapominamy. Co w geście samoobrony wymazujemy z pamięci, wypieramy ze świadomości, omijamy w myślach. Unieważniamy, żeby było łatwiej lub lżej, żeby nie bolało albo nie przypominało bólu” (Rodzinna historia lęku, str. 10). Boris Cyrulnik, będąc ocalonym z Holocaustu, zwraca uwagę na dodatkowy powód milczenia: Osoba po traumie nie wybiera milczenia. To kontekst ją do niego zmusza. Jakim językiem, jakimi słowami moglibyśmy wyrazić swoje doświadczenie, kiedy wracamy z zaświatów? (…) Milcząc sprawiałem wrażenie, że wyszedłem z wojny nietknięty. Czy to możliwe? Czy to normalne po tym, jak dzień po dniu przeżywało się koszmar? (…) taka postawa była adaptacyjna, ale nie normalna. Otoczenie było współwinne tego zaprzeczenia, milczenia. Ofiary cieszyły się, że wydają się silne, a ich bliscy czuli ulgę, że nie muszą temu stawiać czoła”10 (Ratuj się, życie wzywa, str. 73).

 

 

Co ciekawe, Boris Cyrulnik zauważa, że nawet psychoanalitycy długo nie podejmowali tematu Holocaustu„…zupełnie jakby ich pacjenci o tym nie mówili albo jakby oni sami nigdy ich nie słuchali. Niemi rozmawiający z głuchymi, nawet na kozetkach”( Ratuj się, życie wzywa, str. 170). Wydaje się, że dopiero w latach 60. czy 70. pojawiały się pierwsze wzmianki o tego typu doświadczeniach pacjentów.

 

 

Milczenie wynika również z faktu, że trauma nie podlega normalnym procesom poznawczym – percepcji, myśleniu, pamiętaniu. Wydarzenia traumatyczne nie powodują powstawania wspomnień, wskutek czego są bardzo trudne do opisania słowami. Nie można kontrolować skutków czy śladów traumy w sobie. Jest raczej tak, że jakiś bodziec podprogowo porusza szlak pamięciowy związany z traumą a to wyzwala przebłysk pamięci, nagły przypływ silnego pobudzenia, atak lęku czy nawet wprawia w stan dysforyczny. Boris Cyrulnik, pisze o tym zjawisku tak: „Dla traumatycznego wydarzenia charakterystyczne jest, że opiera się procesowi historyzacji. Pamięć traumatyczna to utrwalony ślad, który nie ewoluuje. Za dnia z pozoru niewinne bodźce budzą ją w najmniej oczekiwanych momentach. W nocy powraca pod postacią koszmarów, jak straszna lekcja, powtarzana i coraz silniej utrwalana.” (Ratuj się, życie wzywa, str. 232)

 

 

Anna Janko, w odniesieniu do własnej matki, zjawisko to ujęła niezwykle precyzyjnie: „Czyli żyjesz sobie normalnie, wszystko normalnie się przemieszcza z przyszłości do przeszłości, ale na drugim planie coś jakby się zacięło i się powtarza. Jak na winylowej płycie, efekt zadrapania, igła gramofonu skacze w tył na pewnym wybranym odcinku utworu. I stąd napady paniki, które w ogóle nie są związane z bieżącą chwilą. Albo nagłe poczucie opuszczenia gdy siedzisz w domu pełnym ludzi. (…) Dlatego tak się dzieje, że kiedyś dawno, to co ci się przydarzyło, nie zostało tak doświadczone i przyswojone, jakby należało. Można powiedzieć: oczy tego nie uznały za swój widok, świadomość tego nie wchłonęła. Tak jakby kawałek twojego życia stanął w jakimś czasowym gardle i nie dawał się przełknąć.(Mała zagłada, str. 85). U Magdaleny Tulli mamy podobny fragment: „Jej defekt polega na tym, że ni stąd ni zowąd zdarza jej się osunąć w inny czas, jakby podłoga się pod nią zapadła, jakby zleciała o kilka pięter niżej.”(Włoskie szpilki, str. 142).

 

 

W istocie trauma jest jakimś rodzajem zapadnięcia się, czy może jakąś wewnętrzną wyrwą, w którą noszący ją w sobie człowiek panicznie boi się zapaść. Jednocześnie większość życia upływa mu na progu tej wyrwy – „Spod mnóstwa kolorowych wydarzeń, które działy się od rana do wieczora, wychodziło na wierzch jakieś głuche i nieme, ciemne i puste coś. Jakby się miała jeszcze jakaś ważna rzecz wydarzyć, ale nie mogła. Nie mogła się wypoczwarzyć, tylko się tak zapowiadała, tak się tliła jałowo, męcząco, i nic” (Mała Zagłada, str. 195).

 

 

Dlatego pokolenie, które doświadczyło tak ekstremalnej traumy bezpośrednio, musi się czegoś „trzymać” - czegoś co jest konkretne, namacalne, co można kontrolować – jak praca, nauka, ideologia, porządek11. Natomiast dzieci i wnuki osób, które traumę tej wojny przeżyły, chcąc czy nie, stają się jej spadkobiercami. „Wojna, jak masa upadłościowa, przechodzi na własność potomnych” (Włoskie szpilki, str. 64) Najczęściej dopiero w drugim i trzecim pokoleniu pojawia się możliwość rekonstrukcji., coa więc „Dlatego teraz musimy o tym mówić. Żeby to zatrzasnąć wreszcie w przeszłości. Żebyś nie krzyczała w nocy. (…) Dlatego musimy to wyrozmawiać, przerozmawiać na wylot. Żebyś na koniec miała wreszcie spokój. (…) i żebym ja też się mniej bała w swoich snach”. (Anna Janko, Mała Zagłada, str. 86).

 

 

Agata Tuszyńska we wstępie do Rodzinnej historii lęku napisała, że ta historia była w niej na długo przedtem, zanim ją opisała – była w niej i nie dawała spokoju. To zjawisko warto podkreślić – te historie i tak w nas są. Zadanie dla drugiego i trzeciego pokolenia to stworzyć z nich opowieść. To długi proces i niestety często poprzedzony życiem z „masą upadłościową”, jak to ujęła M. Tulli. Co ciekawe Anna Janko, zanim zupełnie świadomie zmierzyła się z traumą matki w Małej zagładzie, zadebiutowała prozatorsko powieścią Dziewczyna z zapałkami. Już sam tytuł daje do myślenia. Z tą baśnią Andersena identyfikować się mogą osoby, które w dzieciństwie doświadczyły dramatycznego i elementarnego deficytu. Leży on głęboko u podstaw, jest jakimś niezawinionym nieszczęściem i uniemożliwia doświadczanie życia jako czegoś dobrego. Tak też powieść Dziewczyna z zapałkami jest historią kobiety nieszczęśliwej, niespełnionej, która poszukuje zrozumienia własnej życiowej katastrofy. Dopiero kilka lat później Anna Janko napisze Małą zagładę i zakończy ją słowami:

 

Zabrałam ci twoją historię mamo, twoją apokalipsę. Karmiłaś mnie nią, gdy byłam mała, szczyptą, po trochu, żeby mnie tak całkiem nie otruć. Ale się uzbierało. (…). Co mam z tą naszą historią zrobić teraz? Moje dzieci jej nie chcą. Włożę ją w szczelne zdania, w zamknięte akapity. (…) Po wszystkim napiszę słowo KONIEC.” (Mała zagłada, str. 242).

 

 

Bibliografia:

 

Tulli M. (2012), Włoskie szpilki. Warszawa: Wydawnictwo Nisza.

 

Janko A. (2015), Mała Zagłada. Kraków: Wydawnictwo Literackie.

 

Tuszyńska A. (2005), Rodzinna historia lęku. Kraków: Wydawnictwo Literackie.

 

Teege J., Sellmair N. (2014), Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił. Warszawa: Prószyński i S-ka.

 

Boris Cyrulnik, Rozmowy o miłości na skraju przepaści Wydawnictwo Czarna Owca Warszawa 2011

 

Boris Cyrulnik, Ratuj się, życie wzywa Wydawnictwo Czarna Owca 2014

 

Boris Cyrulnik, O ciele i duszy Wydawnictwo Czarna Owca 2012

 

Boris Cyrulnik, Anatomia uczuć Wydawnictwo W.A.B. 1997

 

Franz Ruppert, Symbioza i autonomia. Trauma symbiotyczna i miłość bez uwikłań. Wydawnictwo Czarna Owca Warszawa 2012

 

Anne Ancelin Schutzenberger, Tajemnice przodków. Ukryty przekaz rodzinny Wydawnictwo Virgo Warszawa 2016

 

Katarzyna Schier Dorosłe Dzieci. Problematyka odwrócenia ról w rodzinie. Wydawnictwo Naukowe Scholar Warszawa 2015

 

Peter A. Levine, Obudźcie tygrysa. Leczenie traumy. Wydawnictwo Czarna Owca 2013

 

Bruno Bettelheim, Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni.

 

Przywiązanie. Ujęcie interdyscyplinarne pod red. Rene Zazoo PWN Warszawa 1978

 

Dzieciństwo i Wojna. Dokument czasów, historia pokolenia Czytelnik Warszawa 1963 (Wspomnienia czytelników „Życie Warszawy”)

 

Christina Berndt Tajemnica Odporności Psychicznej Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielońskiego, Wydanie 1, Kraków 2015

 

 

1 Anna Janko, Mała Zagłada, str. 213

 

2 Drugą częścią tej opowieści jest kolejna książka Magdaleny Tulli – Szum.

 

3 Tę i inne teorie na temat transgeneracyjnego przekazu traumy możemy znaleźć w książce Anne Ancelin Schutzenberger Tajemnice przodków. Ukryty przekaz rodzinny (2016).

 

4 W Rodzinnej historii lęku A. Tuszyńkiej ta kwestia ujęta jest wielokrotnie, dla przykładu: „Jej nowy los musiał zaprzeczyć ciemności, zasłonić przeszłość, odciąć źródła i przyczyny lęku. Nowy, czysty, jasny, aryjski i polski los nie mógł być skalany strachem, czyli przeszłością, czyli pamięcią getta, czyli Żydem. To musi pozostać sekretem.” Albo „Ona milczała żeby odgrodzić mnie murem, jak mówi, od wszystkiego złego, co mogłoby mnie w tym kraju spotkać z racji jej pochodzenia. Staram się zrozumieć, że był to dowód największej miłości matki do dziecka. Wielu ocalonych Żydów wolało po wojnie milczeć o swoim pochodzeniu. Przeżyli i postanowili, że nigdy więcej nie będą Żydami. Lepiej się nie przyznawać, nigdy nie wiadomo, kiedy znowu na ciebie zapolują.

 

5 Boris Cyrulnik – Ratuj się, życie wzywa, str 228.

 

6 W dokumentalnych filmach, takich jak „Dzieci Hitlera”, „Duchy trzeciej rzeszy”, „Więzy krwi”, „Jestem synem ludobójcy” i wielu innych, można prześledzić i uświadomić sobie na czym polega dramat bycia potomkiem zbrodniarza. Dzieci sprawców mają poczucie winy i wstydu – co więcej, przekazują je dalej swoim dzieciom. Ofiary były w takim położeniu, że zło przyszło do nich z zewnątrz – mama i tata byli dobrzy. Natomiast dzieci nazistów pochodzą prosto od zła i boją się tego. Odkrywają, że matka, ojciec, dziadek, czyli ktoś, kogo w sposób naturalny kodowali jako synonim opieki i troski, jest jednocześnie mordercą. Każde dziecko, by prawidłowo dorastać, potrzebuje móc myśleć, że rodzice są dobrzy. Dlatego wiele dzieci akceptowało milczenie rodziców, bo i tak nie byłoby w stanie zmierzyć się z taką prawdą.

 

7 Istnieje obszerna naukowa monografia na temat parentyfikacji pt. Dorosłe dzieci. Psychologiczna problematyka odwrócenia ról w rodzinie autorstwa prof. Katarzyny Schier,

 

8 Warto tu wspomnieć o zjawisku rezyliencji, czyli procesie uodparniania się, plastyczności umysłu, zdolności do odzyskiwania sił i skłonności, by mimo wszystko wracać do równowagi. O zjawisku rezyliencji możemy przeczytać w książkach Borisa Cyrulnika, Petera Levine'a, Franza Rupperta oraz we wspomnianej wyżej książce prof. Katarzyny Schier. Zjawisko rezyliencji odnosi się do faktu, że w człowieku zawsze istnieje niezwykła zdolność do regeneracji po urazach. Co więcej, trauma wymusza rozwój, który normalnie mógłby nie mieć miejsca – z prostej przyczyny – nie musiałby. Umysł, żeby opracować ekstremalne doświadczenie, musi uruchomić ponadprzeciętne możliwości. Mówimy wówczas o wzroście posttraumatycznym. Boris Cyrulnik uważa, że w procesie rezyliencji chodzi również o to, by wrócić do życia po traumie, nie powtarzając agresji, ani nie robiąc kariery ofiary.

 

9 Artykuł znajduje się w opracowaniu „Pamięć wędrówki. Wędrówka pamięci” pod red. Anny Lipowskiej-Teutsch i Ewy Ryłko, Kraków: Towarzystwo Interwencji Kryzysowej.

 

10 Fakt, że otoczenie było współwinne milczenia ofiar, potwierdza w swoich wspomnieniach Bruno Bettelheim, który w latach 1938-39 więziony był w obozach koncentracyjnych w Dachau i w Buchenwaldzie, a po uwolnieniu znalazł się w Stanach Zjednoczonych.

 

11 Agata Tuszyńska w Historii lęku rodzinnego o swoim żydowskim dziadku, który po wojnie odbudowywał Warszawę napisała tak: „Chciał budować, podnosić wydajność, pomnożyć produkcje (…) Pilnował, sprawdzał, kontrolował. Nikomu nie dowierzał. Kilka razy dziennie dzwonił na budowę i podniesionym głosem wydawał dyspozycje. Denerwował się, że nie dają z siebie wszystkiego, zupełnie jakby załatwiał osobiste sprawy. Chciał budować nowy kraj, ten sprawiedliwy.”